sobota, 21 sierpnia 2010 0 komentarze

Paragraf 22 (9)

Katastrofy czaiły się zewsząd, tak licznie, że tracił rachubę. Kiedy zastanawiał się nad tymi wszystkimi chorobami i wypadkami, które mu zagrażają, był szczerze zdumiony, że udało mu się przeżyć tak długo w dobrym zdrowiu. Zakrawało to na cud. Każdy nowy dzień był pojedynkiem ze śmiercią. A on od dwudziestu ośmiu lat wygrywał.

Paragraf 22, Joseph Heller - rozdział 17: Żołnierz w bieli
sobota, 21 sierpnia 2010 0 komentarze

Paragraf 22 (8)

Yossarian zał tyle chorób, których należało się obawiać, że czasami miał ochotę pójść do szpitala na dobre i przeleżeć resztę życia pod namiotem tlenowym.

Paragraf 22, Joseph Heller - rozdział 17: Żołnierz w bieli
sobota, 21 sierpnia 2010 0 komentarze

Paragraf 22 (7)

- Ciekawe co takiego zrobił, że na to zasłużył - ubolewał chory na malarię chorąży z tyłkiem pogryzionym przez komary, kiedy siostra Cramer spojrzała na termometr i odkryła, że  żołnierz w bieli nie żyje.
- Poszedł na wojnę - spróbował odpowiedzieć pilot myśliwca ze złotawym wąsikiem.
- Wszyscy poszliśmy na wojnę - odparł Dunbar.
- O to właśnie chodzi - odpowiedział chory na malarię chorąży. - Dlaczego akurat on? W tym systemie kar i nagród nie widać żadnej logiki. Spójrzcie, co mnie się przytrafiło. Gdybym złapał za te pięć minut rozkoszy na plaży syfilisa albo trypra, można by mówić o jakiejś sprawiedliwości, tymczasem ugryzł mnie ten cholerny komar. Malaria! Kto mi powie, dlaczego malaria ma być skutkiem rozpusty? - kręcił głową zdumiony chorąży.
- A co ja mam powiedzieć? - wtrącił Yossarian. - W Marakeszu  wyszedłem kiedyś wieczorem z namiotu, żeby sobie kupić cukierków i złapałem tego twojego trypra, kiedy pewna dama z Kobiecego Korpusu Pomocniczego, którą pierwszy raz widziałem na oczy, wciągnęła mnie w krzaki. Miałem naprawdę ochotę na cukierki, ale czy mogłem odmówić?
- To rzeczywiście wygląda na mojego trypra - zgodził się chorąży - a ja tymczasem nadal mam czyjąś malarię. Chciałbym chociaż raz zobaczyć jakiś porządek w tych sprawach, tak żeby każdy dostał to, na co zasłużył. Nabrałbym może trochę zaufania do wszechświata.
- A ja mam czyjeś trzydzieści tysięcy dolarów - przyznał się dziarski młody kapitan myśliwca ze złotawym wąsikiem. - Obijałem się od dnia, w którym się urodziłem. Prześlizgnąłem się jakimś cudem przez szkołę  studia i odtąd już tylko podrywałem różne ślicznotki, które sądziły, że jestem dobrym materiałem na męża. Nie mam żadnych ambicji. Jedynym moim marzeniem jest ożenić się po wojnie z jakąś dziewczyną, która będzie miała więcej pieniędzy niż ja, i poświęcić się dalszemu podrywaniu ślicznotek. Te trzysta tysięcy dolarów otrzymałem, jeszcze zanim przyszedłem na świat, od dziadka, który dorobił się fortuny sprzedając pomyje na skalę międzynarodową. Wiem, że nie zasługuję na te pieniądze, ale niech mnie diabli, jeżeli je wypuszczę z rąk. Ciekawe, kto jest ich prawowitym właścicielem?
- Może mój ojciec - wystąpił z hipotezą Dunbar. - Przez całe życie ciężko harował i nigdy nie miał pieniędzy, żeby posłać siostrę i mnie na studia. Nie żyje już więc możesz sobie zatrzymać te pieniądze.
- Gdyby jeszcze znaleźć właściciele mojej malarii, mielibyśmy spokój. To nie znaczy, że mam coś przeciwko malarii. Mogę równie dobrze dekować na malarię jak na co innego, Po prostu uważam, że dzieje się niesprawiedliwość. Dlaczego ja mam mieć czyjąś malarię, a ty mojego trypra?

Paragraf 22, Joseph Heller - rozdział 17: Żołnierz w bieli
wtorek, 17 sierpnia 2010 0 komentarze

Paragraf 22 (6)

      W szpitalu też nie zdołano podporządkować sobie śmierci, ale przynajmniej zmuszano ją do przestrzegania pewnych zasad. Nauczono ją manier. Nie sposób było jej nie wpuszczać, ale jak długo znajdowała się na terenie szpitala, musiała zachowywać się, jak przystało damie. Ludzie oddawali tu ducha subtelnie i gustownie. Nie było tu nic z tej grubiańskiej, odpychającej ostentacji w umieraniu, tak powszechnej poza murami szpitala. Ludzie nie wybuchali w powietrzu jak Kraft albo jak nieboszczyk z namiotu Yossariana, nie ginęli jak Snowden, który w środku lata zamarzł w ogonie samolotu (...).
      Ludzie nie rozpływali się niesamowicie w chmurze jak Clevinger. Nie rozrywali się na krwawe strzępy. Nie tonęli, nie padali rażeniu piorunem, zmiażdżeni przez maszyny ani przysypani lawinami. Nie umierali zastrzeleni podczas napadów, uduszeni przez gwałcicieli, zasztyletowani w spelunkach, zarąbani siekierą przez rodziców lub dzieci czy jeszcze inaczej z dopustu Bożego. Nikt nie dławił się na śmierć. Jak przystało na dżentelmenów, wykrwawiali się na stole operacyjnym albo gaśli bez słowa pod namiotem tlenowym. Nie było tu nic z przewrotnej zabawy , tego a-kuku-jestem, a-kuku-nie-ma-mnie, cieszącej się takim wzięciem poza szpitalem. Nie było powodzi ani głodów.
      Dzieci nie dusiły się w kołyskach ani w lodówkach, nie wpadały pod ciężarówki. Nikogo nie katowano na śmierć. Ludzie nie wsadzali głów do piecyków gazowych, nie rzucali się pod pociągi i nie walili się z okien hoteli jak tłumoki, fiut! z przyśpieszeniem szesnastu stóp na sekundę kwadrat, lądując na chodniku z obrzydliwym plaśnięciem i umierając obrzydliwie na oczach wszystkich jak worek lodów truskawkowych z włosami, ociekając krwią, z nienaturalnie wykręconymi różowymi palcami u nóg.

Paragraf 22, Joseph Heller - rozdział 17: Żołnierz w bieli
wtorek, 17 sierpnia 2010 0 komentarze

Paragraf 22 (5)

(...) zobaczył wokół siebie pogrążony w chaosie świat, w którym wszystko było w jak największym porządku.

Paragraf 22, Joseph Heller - rozdział 14: Kid Sampson
poniedziałek, 16 sierpnia 2010 0 komentarze

Paragraf 22 (4)

Wiedział wszystko o literaturze z wyjątkiem tego, jak czerpać z niej radość.

Paragraf 22, Joseph Heller - rozdział 8: Porucznik Scheisskopf
poniedziałek, 16 sierpnia 2010 0 komentarze

Paragraf 22 (3)

      Aarfy był oddanym członkiem swojej korporacji studenckiej, lubił organizować doping dla swojej drużyny oraz różne zebrania i miał za mało wyobraźni, żeby odczuwać strach. Yossarian miał wyobraźni pod dostatkiem, więc bał się straszliwie i jedynie myśl, że musiałby komuś innemu powierzyć kierowanie ucieczką znad celu, powstrzymywała go od porzucenia stanowiska pod ogniem nieprzyjaciela i zwiewania do tunelu niczym ostatni śmierdzący dezerter. Nie znał na świecie nikogo, w czyje ręce mógłby przekazać tak odpowiedzialne zadanie, gdyż nie znał nikogo, kto byłby równie wielkim tchórzem.

Paragraf 22, Joseph Heller - rozdział 5: Wódz White Halfoat
poniedziałek, 16 sierpnia 2010 1 komentarze

Paragraf 22 (2)

- Ma muszki w oczach i basta - zapewniał Orr Yossariana po walce na pięści, którą ten stoczył z Applebym w klubie oficerskim - Chociaż pewnie sam o tym nie wie. Dlatego wszystko widzi inaczej.
- Jak to możliwe, że on sam o tym nie wie? - dopytywał się Yossarian.
- Nie wie, bo ma muszki w oczach - wyjaśnił Orr z przesadną
cierpliwością. - Jak może zobaczyć, że ma muszki w oczach, skoro ma muszki w oczach? 
(...)
      Yossarian przez kilka dni medytował w cichości ducha nad tą nową informacją na temat Appleby'ego, aż wreszcie postanowił spełnić dobry uczynek i podzielić się nią z Applebym.
- Appleby, czy wiesz, że masz muszki w oczach? - szepnął uczynnie, kiedy mijali się przy wejściu do magazynu spadochronów w dniu cotygodniowego spacerowego lotu do Parmy.
- Co? - zareagował gwałtownie Appleby, zbity z tropu tym, że Yossarian w ogóle się do niego odezwał.
- Masz muszki w oczach - powtórzył Yossarian. - Pewnie dlatego ich nie widzisz.
      Appleby odsunął się od Yossariana z wyrazem oszołomienia i wstrętu, po czym zapadł w ponure milczenie aż do chwili, gdy znalazł się w jeepie obok Havermeyera (...). Appleby odezwał się cicho, tak żeby nie słyszeli go kierowca i kapitan Black, wyciągnięty z zamkniętymi oczami na przednim siedzeniu jeepa.
- Havermeyer - zaczął Appleby niepewnie - czy ja mam muszki w oczach?
      Havermeyer zamrugał zaskoczony.
- Okruszki? - spytał.
 - Nie, muszki - usłyszał w odpowiedzi.
       Havermeyer znowu zamrugał.
 - Muszki?
 - W oczach.
 - Zwariowałeś?
 - To nie ja. To Yossarian zwariował. Powiedz mi tylko czy mam muszki w oczach, czy nie. Wal śmiało. Potrafię znieść prawdę.
      Havermeyer wrzucił do ust kolejną sezamkę i zajrzał z bliska w oczy Appleby'ego.
- Nie widzę żadnych muszek - oświadczył.
      Z piersi Appleby'ego wyrwało się potężne westchnienie ulgi. Havermeyer miał okruszki z sezamek na wargach, brodzie i policzkach.
- Masz okruszki z sezamek na twarzy - poinformował go Appleby.
- Wolę mieć okruszki na twarzy niż muszki w oczach - zaripostował Havermeyer. 

Paragraf 22, Joseph Heller - rozdział 5: Wódz White Halfoat
sobota, 14 sierpnia 2010 0 komentarze

Paragraf 22 (1)

- Czy wiesz jak długo trwa rok? - powtórzył Dunbar. - O, tyle - i strzelił palcami. - Przed sekundą zaczynałeś studia oddychając pełną piersią. A dzisiaj jesteś starcem.
- Starcem? - spytał zdziwiony Clevinger. - Co ty wygadujesz?
- Starcem.
- Nie jestem starcem.
- Jesteś o cal od śmiercie podczas każdego lotu bojowego. Czy można być starszym w twoim wieku? Pół minuty temu zaczynałeś szkołę średnią i rozpięty stanik dziewczyny był dla ciebie bramą raju. O ułamek sekundy wcześniej byłeś dzieciakiem i miałeś dziesięciotygodniowe wakacje, które trwały sto tysięcy lat i jeszcze były za krótkie. Fiut! Tak nam przelatują przed nosem. Czy masz jakiś inny sposób na zatrzymanie czasu? - dokończył Dunbar prawie ze złością.
- Może to i prawda - zgodził się Clwvinger niechętnie - Może długie życie musi być wypełnione przykrościami, jeżeli ma się wydawać długie. Ale komu zależy na takim życiu?
- Mnie - odpowiedział mu Dunbar.
- Dlaczego?
- A masz coś lepszego?

Paragraf 22, Joseph Heller - rozdział 4: Doktor Daneeka
piątek, 13 sierpnia 2010 0 komentarze

Dziady cz. III

Nieszczęsny, kto dla ludzi głos i język trudzi: Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie;
Myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie,
A słowa myśl pochłoną i tak drżą nad myślą,
Jak ziemia nad połkniętą, niewidzialną rzeką.
Z drżenia ziemi czyż ludzie głąb nurtów docieką,
Gdzie pędzi, czy się domyślą? -

Dziady cz. III,  A. Mickiewicz - Wielka Improwizacja 
piątek, 13 sierpnia 2010 0 komentarze

Pierwszy post

Blog ten jest czymś w rodzaju szkatułki, do której wrzucam, to co wydaje mi się nieść ważną dla mnie wartość, coś co mnie poruszyło, czasami nawet zachwyciło albo zwyczajnie rozbawiło. Nie chcę tego zgubić lub zapomnieć, dlatego tutaj jest.
 
;