sobota, 2 lipca 2016

Colas Breugnon, Romain Rolland (1)

"Ja słuchałem i zabawiałem się doskonale śledzeniem, co ze mnie przeszło w mych synów. Nie ma bowiem wątpliwości, że są to moi rodzeni synowie. Ale daleko padły jabłka od jabłoni. Jakim cudem udało mi się spłodzić takich gagatków? Co ma ze mnie ów kaznodzieja albo ów obłudnik, albo ten rozwścieczony baran? (Awanturnik już najmniej mnie dziwi.) O zdradziecka naturo! Więc to mój płód własny? A jednak rozpoznaję w nich siebie: tu gest jakiś, tam sposób mówienia, nawet myśli moje. Odnajduję w nich własne cechy, choć dobrze ukryte. Pozory mnie zdumiewają, ale wewnątrz kryje się ten sam człowiek. Ten sam, choć zwielokrotniony. Każdy z nas nosi w sobie dwudziestu różnych ludzi: jeden lubi się śmiać, drugi płakać, trzeci obojętnie jak pień znosi zarówno pogodę, jak i słotę; znajdziesz tam wilka, psa i jagnię, a obok nicponia zacności człowieka. Ale jeden przewodzi tej całej bandzie i decyduje o wszystkim zmuszając do milczenia innych. Nawiewają więc co tchu, skoro tylko dojrzą uchyloną furtkę. Tak nawiali i moi synowie. Biedaczyska! Mea culpa! Pozornie dalecy, są przecież ode mnie o krok. Toż to moje potomstwo. Kiedy plotą głupstwa, mam ochotę prosić ich o przebaczenie, iż stworzyłem ich tak głupimi. Na szczęście, są z siebie zadowoleni i mają o własnych osobach jak najlepsze wyobrażenie! Niechże tam, mnie to nie przeszkadza; ale nie mogę znieść, by wydziwiali nad podobnymi im bliźnimi. Tak poznawałem ziarno, chwytałem gesty, zwroty, nawet ślady myśli."

Colas Breugnon, Romain Rolland - rozdział "Król się bawi"

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
;